Zmrok szybko pogrążył dolinę w ciemności. Zerwał
się lodowaty wiatr, który rozgonił słabe obłoczki pary wokół jej ust. Palce
siniały, nogi ledwo stąpały pod zwałami śniegu. Coraz ciężej łapała oddech.
Zimne powietrze kłuło w płucach.
Nie wiedziała, jak długo biegła. Kiedy udało
jej się wymknąć, słonce świeciło jasno nad horyzontem. Nie miała czasu na
szukanie porządnego okrycia, liczył się czas. A on nigdy nie był jej
przyjacielem. Naciągnęła mocniej na głowę pozostałości z czapki. Trzęsła się.
Nie czuła kończyn.
Modliła się o ratunek.
Wydawało jej się, że kieruje się na wschód,
ale równie dobrze mógłby to być zachód – już dawno straciła orientację. Obecnie
nie liczyło się to tak bardzo, dopóty całe cierpienie pozostawiała za sobą. Byle
podążać do przodu. Krok po kroku. Zanim ją znajdą. I z powrotem wsadzą do piekła.
Krok po
kroku.
Przenikliwy mróz zaciskał szpony wokół jej
odsłoniętej skóry. Słyszała, jak trzeszczy śnieg pod jej stopami, jak zawodzi
wiatr i sieka bezlitośnie po twarzy.
Krok…
Gdzieś w oddali usłyszała wycie wilka.
Dreszcz strachu przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Nie pomyślała wcześniej o dzikich
zwierzętach. Dzikich i głodnych zwierzętach. Nie miała zamiaru zostać pokarmem
dla nikogo. Miała ochotę zapłakać, ale łzy dawno już się skończyły.
… po kroku.
Ujadanie wilka dochodziło z coraz bliższej
odległości. W ciemnościach nie była w stanie niczego zauważyć. Delikatny blask
księżyca pozwalał dostrzec jedynie fałdy śniegu z odległości wyciągniętej ręki.
Porywisty wiatr huknął tak blisko, że niemal
straciła równowagę, chwiejąc się, ale nadal próbując iść dalej. Jak najdalej. Przed
siebie.
Krok po…
Była zmęczona. Słaniała się. Stąpając
ostrożnie, wolno nie wyczuła przykrytego śniegiem głazu. Potknęła się i wypuściła z sykiem powietrze z ust. Ciało
zapiekło bólem.
Upadła w zwały śniegu, słysząc nad głową
wilczy szczek, a jednocześnie tracąc przytomność.
… kroku.